Kolejne, czwarte w tym roku, ognisko rzekomego pomoru drobiu potwierdzono w województwie lubelskim. Tę groźną dla drobiu chorobę stwierdzono w gospodarstwie w miejscowości Dąbrowa w powiecie łęczyńskim, liczącym 70 sztuk drobiu. W odległości 10 kilometrów od ogniska wyznaczono obszary zagrożony i zapowietrzony, gdzie obowiązują ograniczenia.
Wojewoda lubelski nakazał obowiązkowe szczepienie kur i indyków oraz ich piskląt.
– Kontrole będą prowadzone na terenie ferm – mówi Monika Michałowska z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego w Lublinie. – Takie kontrole są dokonywane na podstawie wizyty Inspekcji Weterynaryjnej, na podstawie kontroli na miejscu, na fermie, analizy dokumentacji, ponieważ wszystkie fermy mają swoich lekarzy weterynarii, którzy opiekują się tymi fermami i szczepią drób.
Wysoce zakaźna choroba
– Rzekomy pomór drobiu jest śmiertelną, wysoce zakaźną chorobą wirusową drobiu. Jej wystąpienie w gospodarstwie wiąże się z koniecznością wybicia całego stada – mówi Monika Michałowska. – Rzekomy pomór drobiu to obok wysoce zjadliwej grypy ptaków jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób, na które choruje drób. To jest choroba podlegająca obowiązkowi zwalczania, a zatem w przypadku wybuchu tej choroby Inspekcja Weterynaryjna musi podjąć z urzędu środki radykalne, polegające m.in. na wybiciu wszystkich ptaków w gospodarstwie. To jest choroba, której źródłem zakażenia mogą być dzikie ptaki, może się ona przenieść bezpośrednio przez kontakt z dzikimi ptakami, ale może również przenieść się pośrednio przez ludzi. Możemy przenieść tę chorobę na odzieży, na obuwiu, przez sprzęt, który jest używany do obsługi drobiu, przez środki transportu.
CZYTAJ: Pomór w Lubelskiem. Śmiertelna choroba znów uderzyła
Hodowcy w trudnej sytuacji
Paweł Orłowski z Rzeczycy w gminie Międzyrzec Podlaski, gdzie potwierdzono ognisko rzekomego pomoru drobiu, prowadzi hodowlę kurczaków. W jego gospodarstwie nie stwierdzono śmiertelnego wirusa, jednak skutki pojawienia się tej groźnej dla drobiu choroby są dla jego działalności bardzo dotkliwe.
– Jest to dramatyczna sytuacja – przyznaje Orłowski. – Byliśmy już przygotowani do takich sytuacji. Wcześniej była ptasia grypa, teraz wyskoczył ten rzekomy pomór drobiu. Jest to najgorsze dla tych, którzy utrzymują się z tego. Hodowcy są przygotowani do takich sytuacji, bo wiadomo, że już od iluś lat mamy bioasekurację, są środki dezynfekcyjne, jest bardzo dużo różnych rzeczy, które już od kilku lat stosujemy na fermach.
Wprowadzenie strefy zagrożonej i zapowietrzonej w odległości 3,7 km od wystąpienia ogniska wiąże się też z tym, że na hodowców są nałożone ograniczenia.
– Kurczaki zdałem w tamtym roku, z końcem grudnia – mówi Orłowski. – Teraz czekam, nie wiem kiedy będę mógł wstawić nowe kurczaki do hodowli. Przynajmniej 30 dni od wygaśnięcia ogniska na naszym terenie, na terenie Rzeczycy. Wtedy może weterynaria wyrazić zgodę. Ale kiedy to będzie, nie możemy teraz wiedzieć. W tej chwili mam zamknięty kurnik. Muszę uzyskać od powiatowego lekarza weterynarii zgodę na wstawienie kurczaków. To jest mniej więcej trzy miesiące mojego postoju, plus potem kurczaki rosną dwa miesiące. To oznacza, że przez pół roku nie mam produkcji. Zaszczepiliśmy już ostatni rzut, który miałem w listopadzie i grudniu. Moje stado było zaszczepione przeciw pomorowi. Jestem bardzo szczęśliwy, że je zaszczepiłem, bo nie miałem pomoru u siebie w obiekcie.
CZYTAJ: Lubelskie wciąż walczy z rzekomym pomorem drobiu
W gospodarstwie Marka Sulimy z Zasiadek w gminie Międzyrzec Podlaski potwierdzono ognisko rzekomego pomoru drobiu. Jak mówi, konieczne było zlikwidowanie 70 tysięcy kur.
– Nasze gospodarstwo było rodzinne, więc nie było tu czynników zewnętrznych, zagrożenia, że ludzie przychodzili do pracy, robiliśmy to wewnątrz – opowiada Sulima. – Zastosowaliśmy wszystkie środki bezpieczeństwa, bioasekuracji. Były też zastosowane dwie szczepionki przeciwko pomorowi. Od początku stosujemy te szczepionki, ale niestety nie poradziły sobie. Nie wiem, może był inny szczep. No cóż, odbyło się to w dwa dni. Profesjonalne firmy zabrały, kurniki zostały umyte, zdezynfekowane, pomiot kurzy zabezpieczony, ofoliowany, zakryty ziemią. Teraz czekamy. Złożyliśmy wszystkie papiery, których wymaga weterynaria. Będziemy czekać na decyzję o odszkodowaniu, bo jest to choroba zwalczana z urzędu.
W związku z wystąpieniem rzekomego pomoru drobiu wojewoda lubelski wydał rozporządzenie o obowiązku szczepienia na terenie województwa kur i indyków przeciwko tej chorobie. Chodzi o hodowle komercyjne. Powiatowi lekarze weterynarii będą sprawdzać, czy takie szczepienia są realizowane. Jak mówią specjaliści, szczepienia te są skuteczne, jednak na ich skuteczność wpływa wiele czynników.
W przypadku, gdy drób w gospodarstwie nie będzie zaszczepiony, może to być przeszkodą w uzyskaniu odszkodowania.
MaT / opr. WM
Fot. pexels.com